Louis'
POV
„Harry
cię nie kocha. To wszystko było tylko wyzwanie." Przeczytałem
po raz kolejny.
To
prawda? Nie, mogła być. Harry mnie kocha!
Fakt,
zaczął ze mną rozmawiać nagle. Może został wyzwany żeby to
zrobić.
Ale nie!
Kocha mnie! Przedstawił mi swoją matkę.
Dlaczego
najpopularniejszy gościu w szkole miałby ze mną rozmawiać? Jeżeli
to by nie było dla wyzwania.
Sprzeczne
myśli pojawiały się w mojej głowie. Ta wiadomość to prawda?
Harry naprawdę mnie nie kocha? To wszystko było tylko wyzwaniem?
Zamknąłem
wiadomość zanim włączyłem klawiaturę. Szybko wpisałem numer
Harry'ego, wziąłem głęboki wdech i wcisnąłem przycisk łączenia.
Szybko wszedłem do mojego pokoju żeby porozmawiać z nim na
osobności.
Czekałem
na połączenie, trzymając telefon przyciśnięty do ucha, a po
drugim sygnale odebrał.
- Boo?
Coś nie tak? - zapytał zdenerwowany.
- Co to
jest, Haz? „Harry cię nie kocha. To wszystko było tylko
wyzwanie." - zacytowałem z pamięci. Na drugim końcu linii
oprócz ciszy było słychać jedynie jego powolny oddech.
- To
prawda? To tylko wyzwanie? -zapytałem cicho trzęsącym się głosem.
- Pozwól
mi wyjaśnić, ok Lou? - powiedział po chwili wahania.
- Masz 5
minut – zgodziłem się.
- W tym
wszystkim chodziło o wyzwanie, ale jego częścią nie było
zakochanie się w tobie. Zayn wyzwał mnie do podarowania ci
przemiany i sprawienia, że staniesz się jednym z
najpopularniejszych chłopaków w szkole – Harry zaczął
wyjaśniać.
- Więc
wykonałem wyzwanie. Podarowałem ci przemianę i sprawiłem, że
stałeś się jednym z najpopularniejszych chłopaków w szkole.
Częścią wyzwania nie było zakochanie się w tobie, ale zrobiłem
to. Zakochałem... -powiedział zanim usłyszałem głośny huk, a
potem kolejny. Usłyszałem prawdopodobnie jak telefon upadł na
podłogę i dźwięki przypominające chrząkanie.
- Harry?
- zapytałem zmartwiony.
- Hazz?
Wszystko w porządku? -krzyknąłem do telefonu napotykając jedynie
straszną ciszę.
- Haz?
Proszę, powiedz, że z tobą w porządku! - wrzasnąłem do
telefonu, ale ponownie odpowiedziała mi cisza, więc się
rozłączyłem, rzucając się na łóżko i ściskając ręce
nerwowo.
- Mamo.
Wydaje mi się, że Harry'emu coś się stało! - powiedziałem z
niepokojem, ponownie wbiegając do kuchni.
- Louis.
Słyszałam co było w wiadomości. Nie chcę żebyś go szukał!
Złamał ci serce, a ja obiecałam, że mu tego nie wybaczę –
powiedziała mama.
- Nie.
Mamo. Proszę. Musisz mnie puścić. Kocham Harry'ego. Nie obchodzi
mnie jeżeli on mnie nie, ale ja go kocham. Muszę go znaleźć –
wyznałem.
- Louisie
Williamie Tomlinsonie. Zostaniesz w domu. Nie będziesz go szukał.
Zatrzymam cię w domu, nawet jeżeli miałaby to być ostatnia rzecz
jaką zrobię –ostrzegła. Na szczęście dziewczynki były w innym
pokoju i nie musiały być tego świadkami.
- Mamo.
Jestem wystarczająco dorosły żeby samemu móc podejmować decyzje.
Proszę, po prostu pozwól mi wyjść – nalegałem, a wszystko co
widziałem było rozmyte przez łzy spowodowane myślami o Harry'm.
- Nie.
Nie chcę żebyś został skrzywdzony i musiał przechodzić przez to
co ja przechodziłam –powiedziała.
- Mamo.
Kocham go. Muszę go znaleźć– oznajmiłem, odpychając mamę i
biegnąc w stronę drzwi.
Szybko je
otworzyłem i wybiegłem, po czym zatrzasnąłem je przed jej twarzą.
Wsiadłem do samochodu mamy, włączyłem silnik i pojechałem prostu
do domu Harry'ego. Zadzwoniłem z nadzieją, że ktoś mnie wpuści,
ale tak się nie stało. Brama nie wydawała się być zniszczona,
drzwi również były na swoim miejscu i nie wyglądały jakby ktoś
się włamał.
Rozejrzałem
się na około w poszukiwaniu jakieś pomocy w dostaniu się do
środka i w końcu zauważyłem długi sznur. Podniosłem go i
związałem w coś na kształt lassa. Spojrzałem w górę na jeden z
filarów i zauważyłem na jego czubku dużą kulę. Szacując siłę
i wysokość na jaką powinienem zarzucić lasso aby się zaczepiło,
zacząłem nim kręcić i rzuciłem je na górę. Minęło cel
jedynie odrobinę więc próbowałem dopóki nie trafiło na
zwieńczenie filaru.
Pociągnąłem
za sznur sprawiając, że zacisnął się na około kuli, po czym
umieściłem jedną nogę na kolumnie. Powoli zacząłem się wspinać
ostrożnie stawiając jedną nogę za drugą coraz wyżej i wyżej,
jednocześnie wolno przesuwając do góry ręce dopóki nie wspiąłem
się na górę. Prędko wciągnąłem linę i zaraz przerzuciłem ją
na drugą stronę, żebym mógł po niej zejść na podwórze domu
Harry'ego. Otrzepując czerwone rurki, które miałem ubrane,
dotarłem do drzwi frontowych.
Próbowałem
przekręcić gałkę, ale było zamknięte, więc obróciłem się
przodem do podwórka. Było już ciemniej, słońce zachodziło, więc
ciężko było cokolwiek zobaczyć, ale zauważyłem na brzegu
podwórka małą szopę. Poszedłem do niej i otworzyłem zardzewiałe
drzwi. Zamrugałem w ciemności szukając czegoś czym mógłby
otworzyć drzwi. W końcu znalazłem długi drut, którym mogłem
sobie pomóc.
Nigdy nie
otwierałem drzwi w taki sposób, ale czytałem o tym książki, więc
na szczęście poszło mi całkiem nieźle. Zgiąłem drut tak żebym
mógł go użyć i włożyłem w zamek.
Przyjrzałem
się zamkowi zanim włożyłem w niego wytrych, po czym zacząłem
kręcić. W końcu usłyszałem klik, więc wyjąłem drut,
przekręciłem gałkę i otworzyłem. Wykonałem krótki taniec
szczęścia zanim przypomniałem sobie, że być może Harry'emu coś
się stało. Popchnąłem drzwi i wszedłem do środka, robiąc małe,
ciche kroki na wszelki wypadek.
Zajrzałem
do kuchni. Ani śladu Harry'ego. Zajrzałem do salonu, ale tam też
go nie było. W takim razie gdzie był? Pobiegłem szybko w górę po
schodach do jego pokoju. Drzwi były zamknięte, więc przekręciłem
gałkę i to co zobaczyłem sprawiło, że miałem ochotę
zwymiotować.
Harry
leżał na środku pokoju, nieprzytomny, a jego loki pokryte były
krwią. Na około jego głowy była duża kałuża krwi.
- O mój
boże, Harry. Proszę, nie bądź martwy. Proszę, nie bądź martwy
– błagałem, mamrocząc w kółko i w kółko kiedy do niego
biegłem. Wyjąłem telefon z kieszeni jeansów, odblokowałem i
drżącymi palcami wybrałem numer na pogotowie.
-
Słucham? Jak możemy ci pomóc? -kobieta po drugiej stronie linii
powiedziała z początku jakby wesoło.
- Mój
chłopak okropnie krwawi. Został uderzony czymś w głowę, a teraz
okropnie krwawi i nie wiem co robić – powiedziałem z niepokojem.
- Proszę
się uspokoić, proszę pana– odpowiedziała.
- Nie
mogę się uspokoić!!! Mój chłopak może umierać, więc nie mam
zamiaru się uspokajać!!! -wykrzyczałem do telefonu.
- Jaki
jest pana adres? - zapytała.Wyrecytowałem szybko adres Harry'ego.
- Ok.
Wysyłamy tam ambulans. Jest nieprzytomny? - upewniła się kobieta.
- Tak! -
powiedziałem.
- Spróbuj
go obudzić i jeżeli ci się uda, nie ruszaj go i postaraj się
utrzymać go przytomnego - poradziła mi zanim szybko się
rozłączyłem. Odłożyłem telefon i zacząłem próbować obudzić
Harry'ego. W końcu usłyszałem najeżdżającą karetkę i
sanitariuszy wchodzących do środka. Podnieśli Harry'ego ostrożnie
i położyli na noszach.
- Mogę
pojechać z wami? - prosiłem, a sanitariusz zgodził się kiwnięciem
głowy. Pobiegłem za nimi i wsiadłem z tyłu pogotowia zanim
odjechali.
- Kiedy
dojechaliśmy do szpitala, wyskoczyli z karetki i zawieźli Harry'ego
na izbę. Biegłem za nimi, ale pielęgniarka mnie zatrzymała i
zamknęła przede mną drzwi do pomieszczenia.
Waliłem
w nie żeby dostać się do środka, ale nie miałem szczęścia.
- Proszę,
niech będzie z tobą wszystko w porządku, Harry! Kocham cię. Tak
mi przykro –płakałem, po czym upadłem na ziemię, łzy spływały
w dół mojej twarzy kiedy pochylałem się w stronę drzwi, modląc
się aby z Harry'm było w porządku.
Pomimo
tego co mi zrobił, nie mogłem go nienawidzić. Nawet jeżeli cała
przemiana była wyzwaniem, nie mogłem go nienawidzić. Nawet jeżeli
mnie nie kochał, nie mogłem go nienawidzić. Nadal go kochałem.
Dlaczego
miłość była tak okropnie skomplikowana?
O TAK PIERWSZA ❤❤❤
OdpowiedzUsuńBOZIU TAKI EMOCJONALNY TEN ROZDZIAŁ!
ALE JEST IOJJKOFOKFMKSFSF