poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział czternasty

Louis' POV
„Harry cię nie kocha. To wszystko było tylko wyzwanie." Przeczytałem po raz kolejny.
To prawda? Nie, mogła być. Harry mnie kocha!
Fakt, zaczął ze mną rozmawiać nagle. Może został wyzwany żeby to zrobić.
Ale nie! Kocha mnie! Przedstawił mi swoją matkę.
Dlaczego najpopularniejszy gościu w szkole miałby ze mną rozmawiać? Jeżeli to by nie było dla wyzwania.
Sprzeczne myśli pojawiały się w mojej głowie. Ta wiadomość to prawda? Harry naprawdę mnie nie kocha? To wszystko było tylko wyzwaniem?
Zamknąłem wiadomość zanim włączyłem klawiaturę. Szybko wpisałem numer Harry'ego, wziąłem głęboki wdech i wcisnąłem przycisk łączenia. Szybko wszedłem do mojego pokoju żeby porozmawiać z nim na osobności.
Czekałem na połączenie, trzymając telefon przyciśnięty do ucha, a po drugim sygnale odebrał.
- Boo? Coś nie tak? - zapytał zdenerwowany.
- Co to jest, Haz? „Harry cię nie kocha. To wszystko było tylko wyzwanie." - zacytowałem z pamięci. Na drugim końcu linii oprócz ciszy było słychać jedynie jego powolny oddech.
- To prawda? To tylko wyzwanie? -zapytałem cicho trzęsącym się głosem.
- Pozwól mi wyjaśnić, ok Lou? - powiedział po chwili wahania.
- Masz 5 minut – zgodziłem się.
- W tym wszystkim chodziło o wyzwanie, ale jego częścią nie było zakochanie się w tobie. Zayn wyzwał mnie do podarowania ci przemiany i sprawienia, że staniesz się jednym z najpopularniejszych chłopaków w szkole – Harry zaczął wyjaśniać.
- Więc wykonałem wyzwanie. Podarowałem ci przemianę i sprawiłem, że stałeś się jednym z najpopularniejszych chłopaków w szkole. Częścią wyzwania nie było zakochanie się w tobie, ale zrobiłem to. Zakochałem... -powiedział zanim usłyszałem głośny huk, a potem kolejny. Usłyszałem prawdopodobnie jak telefon upadł na podłogę i dźwięki przypominające chrząkanie.
- Harry? - zapytałem zmartwiony.
- Hazz? Wszystko w porządku? -krzyknąłem do telefonu napotykając jedynie straszną ciszę.
- Haz? Proszę, powiedz, że z tobą w porządku! - wrzasnąłem do telefonu, ale ponownie odpowiedziała mi cisza, więc się rozłączyłem, rzucając się na łóżko i ściskając ręce nerwowo.
- Mamo. Wydaje mi się, że Harry'emu coś się stało! - powiedziałem z niepokojem, ponownie wbiegając do kuchni.
- Louis. Słyszałam co było w wiadomości. Nie chcę żebyś go szukał! Złamał ci serce, a ja obiecałam, że mu tego nie wybaczę – powiedziała mama.
- Nie. Mamo. Proszę. Musisz mnie puścić. Kocham Harry'ego. Nie obchodzi mnie jeżeli on mnie nie, ale ja go kocham. Muszę go znaleźć – wyznałem.
- Louisie Williamie Tomlinsonie. Zostaniesz w domu. Nie będziesz go szukał. Zatrzymam cię w domu, nawet jeżeli miałaby to być ostatnia rzecz jaką zrobię –ostrzegła. Na szczęście dziewczynki były w innym pokoju i nie musiały być tego świadkami.
- Mamo. Jestem wystarczająco dorosły żeby samemu móc podejmować decyzje. Proszę, po prostu pozwól mi wyjść – nalegałem, a wszystko co widziałem było rozmyte przez łzy spowodowane myślami o Harry'm.
- Nie. Nie chcę żebyś został skrzywdzony i musiał przechodzić przez to co ja przechodziłam –powiedziała.
- Mamo. Kocham go. Muszę go znaleźć– oznajmiłem, odpychając mamę i biegnąc w stronę drzwi.
Szybko je otworzyłem i wybiegłem, po czym zatrzasnąłem je przed jej twarzą. Wsiadłem do samochodu mamy, włączyłem silnik i pojechałem prostu do domu Harry'ego. Zadzwoniłem z nadzieją, że ktoś mnie wpuści, ale tak się nie stało. Brama nie wydawała się być zniszczona, drzwi również były na swoim miejscu i nie wyglądały jakby ktoś się włamał.
Rozejrzałem się na około w poszukiwaniu jakieś pomocy w dostaniu się do środka i w końcu zauważyłem długi sznur. Podniosłem go i związałem w coś na kształt lassa. Spojrzałem w górę na jeden z filarów i zauważyłem na jego czubku dużą kulę. Szacując siłę i wysokość na jaką powinienem zarzucić lasso aby się zaczepiło, zacząłem nim kręcić i rzuciłem je na górę. Minęło cel jedynie odrobinę więc próbowałem dopóki nie trafiło na zwieńczenie filaru.
Pociągnąłem za sznur sprawiając, że zacisnął się na około kuli, po czym umieściłem jedną nogę na kolumnie. Powoli zacząłem się wspinać ostrożnie stawiając jedną nogę za drugą coraz wyżej i wyżej, jednocześnie wolno przesuwając do góry ręce dopóki nie wspiąłem się na górę. Prędko wciągnąłem linę i zaraz przerzuciłem ją na drugą stronę, żebym mógł po niej zejść na podwórze domu Harry'ego. Otrzepując czerwone rurki, które miałem ubrane, dotarłem do drzwi frontowych.
Próbowałem przekręcić gałkę, ale było zamknięte, więc obróciłem się przodem do podwórka. Było już ciemniej, słońce zachodziło, więc ciężko było cokolwiek zobaczyć, ale zauważyłem na brzegu podwórka małą szopę. Poszedłem do niej i otworzyłem zardzewiałe drzwi. Zamrugałem w ciemności szukając czegoś czym mógłby otworzyć drzwi. W końcu znalazłem długi drut, którym mogłem sobie pomóc.
Nigdy nie otwierałem drzwi w taki sposób, ale czytałem o tym książki, więc na szczęście poszło mi całkiem nieźle. Zgiąłem drut tak żebym mógł go użyć i włożyłem w zamek.
Przyjrzałem się zamkowi zanim włożyłem w niego wytrych, po czym zacząłem kręcić. W końcu usłyszałem klik, więc wyjąłem drut, przekręciłem gałkę i otworzyłem. Wykonałem krótki taniec szczęścia zanim przypomniałem sobie, że być może Harry'emu coś się stało. Popchnąłem drzwi i wszedłem do środka, robiąc małe, ciche kroki na wszelki wypadek.
Zajrzałem do kuchni. Ani śladu Harry'ego. Zajrzałem do salonu, ale tam też go nie było. W takim razie gdzie był? Pobiegłem szybko w górę po schodach do jego pokoju. Drzwi były zamknięte, więc przekręciłem gałkę i to co zobaczyłem sprawiło, że miałem ochotę zwymiotować.
Harry leżał na środku pokoju, nieprzytomny, a jego loki pokryte były krwią. Na około jego głowy była duża kałuża krwi.
- O mój boże, Harry. Proszę, nie bądź martwy. Proszę, nie bądź martwy – błagałem, mamrocząc w kółko i w kółko kiedy do niego biegłem. Wyjąłem telefon z kieszeni jeansów, odblokowałem i drżącymi palcami wybrałem numer na pogotowie.
- Słucham? Jak możemy ci pomóc? -kobieta po drugiej stronie linii powiedziała z początku jakby wesoło.
- Mój chłopak okropnie krwawi. Został uderzony czymś w głowę, a teraz okropnie krwawi i nie wiem co robić – powiedziałem z niepokojem.
- Proszę się uspokoić, proszę pana– odpowiedziała.
- Nie mogę się uspokoić!!! Mój chłopak może umierać, więc nie mam zamiaru się uspokajać!!! -wykrzyczałem do telefonu.
- Jaki jest pana adres? - zapytała.Wyrecytowałem szybko adres Harry'ego.
- Ok. Wysyłamy tam ambulans. Jest nieprzytomny? - upewniła się kobieta.
- Tak! - powiedziałem.
- Spróbuj go obudzić i jeżeli ci się uda, nie ruszaj go i postaraj się utrzymać go przytomnego  - poradziła mi zanim szybko się rozłączyłem. Odłożyłem telefon i zacząłem próbować obudzić Harry'ego. W końcu usłyszałem najeżdżającą karetkę i sanitariuszy wchodzących do środka. Podnieśli Harry'ego ostrożnie i położyli na noszach.
- Mogę pojechać z wami? - prosiłem, a sanitariusz zgodził się kiwnięciem głowy. Pobiegłem za nimi i wsiadłem z tyłu pogotowia zanim odjechali.
- Kiedy dojechaliśmy do szpitala, wyskoczyli z karetki i zawieźli Harry'ego na izbę. Biegłem za nimi, ale pielęgniarka mnie zatrzymała i zamknęła przede mną drzwi do pomieszczenia.
Waliłem w nie żeby dostać się do środka, ale nie miałem szczęścia.
- Proszę, niech będzie z tobą wszystko w porządku, Harry! Kocham cię. Tak mi przykro –płakałem, po czym upadłem na ziemię, łzy spływały w dół mojej twarzy kiedy pochylałem się w stronę drzwi, modląc się aby z Harry'm było w porządku.
Pomimo tego co mi zrobił, nie mogłem go nienawidzić. Nawet jeżeli cała przemiana była wyzwaniem, nie mogłem go nienawidzić. Nawet jeżeli mnie nie kochał, nie mogłem go nienawidzić. Nadal go kochałem.
Dlaczego miłość była tak okropnie skomplikowana?

1 komentarz:

  1. O TAK PIERWSZA ❤❤❤
    BOZIU TAKI EMOCJONALNY TEN ROZDZIAŁ!
    ALE JEST IOJJKOFOKFMKSFSF

    OdpowiedzUsuń

Yayyy! Nie lubisz przepisywać kodów? Możesz skomentować, bo u mnie ich nie ma! Nie masz konta na blogspocie? Również możesz skomentować, bo u mnie możesz być anonimkiem ♥